1

2

AgroPlatforma ODR

Tucz kontraktowy a indywidualna hodowla

Tucz kontraktowy a indywidualna hodowla

Dzięki wielkiej potrzebie rozwoju skali produkcji trzody chlewnej i tak dużych oraz częstych zmianach na rynku żywca - pojawił się dylemat: hodować samemu, czy korzystać z tuczu kontraktowego? Zdania w tym temacie są bardzo podzielone…

Często hodowcy, którzy specjalizują się we własnych hodowlach, uważają tucz kontraktowy za „niewolnictwo”, natomiast według innych jest to idealne rozwiązanie problemu, jakim jest częsta zmiana cen żywca na rynku, a w związku z tym spokojny sen. Warto przyjrzeć się obu rozwiązaniom.

Firm proponujących kontrakty rolnikom jest coraz więcej; ich konkurencyjność i prześciganie się w bogatych ofertach wzrasta z roku na rok. Aby podpisać kontrakt z daną firmą, trzeba posiadać odpowiednią ilość miejsc tuczowych, tzn.: budynki o określonej powierzchni zapewniające warunki do prawidłowego chowu. Liczba zwierząt wstawianych, zwykle zaczyna się od 300–400 szt. warchlaka, a to ok. 300–400 m2 powierzchni (Ustawa z dnia 21 sierpnia o ochronie zwierząt „zakłada” 1 m2/szt. dla zwierząt w wadze powyżej 110 kg). Mając odpowiednią powierzchnię, trzeba się również liczyć z kosztami, do których zaliczają się: prąd, woda, obsługa fermy, paliwo itp. Są to tzw. koszty własne i raczej się one nie zmieniają bez względu na dokonany wybór firmy kontraktującej.

Różnice zauważamy dopiero w szczegółach kontraktu. Najbardziej znaczącymi jest czas i suma wypłacanych pieniędzy za rzut i to co zapewnia firma (leki, opieka weterynaryjna, pasza itp.). Są firmy, które mają z góry ustaloną cenę dla wszystkich swoich kontrahentów, np. 7,60 zł/sztukę na miesiąc (to w sumie daje 30,50 zł/sztukę za okres 3,5–4 miesięcy tuczu). Stawka rozbita jest w formę zaliczki wypłacanej co miesiąc. W tym przypadku suma ta obliczana jest już z potrąceniem za: opiekę weterynaryjną, paszę, leki i materiał tzn. warchlaka (firmy dostarczają własnego warchlaka z własnych ferm zarodowych). Od gospodarzy wymaga się codziennej opieki. Całą pieczę nad stadem od przyjazdu na fermę po transport do rzeźni ma servismenager. „Opiekun” fermy ma na nią wstęp bez względu na porę dnia (a nawet nocy). Jest to osoba decyzyjna, do niej zawsze należy ostatnie słowo…

Inne firmy z kolei ustalają, że nie ma ceny podstawowej, klasyfikacja odbywa się w systemie EUROP. Można, a nie trzeba, wziąć paszę z firmy, a stawka wypłacana jest po całym okresie tuczu. Są to firmy (zakłady mięsne), które produkują własny towar i ostatecznie po okresie tuczu do ich rzeźni trafiają kontraktowane zwierzęta.

Kontrakty nie występują tylko jako tuczowe (od warchlaka 25–30 kg do tucznika 120–125 kg). Są to również różnego rodzaju kontrakty typu warchlakowego, gdzie można podjąć się odchowu prosiaków (dowożonych w wadze 7 kg ) do okresu warchlakowego, a potem sprzedawać na inne fermy, głównie w obrębie tej samej firmy – na tucz. Stawka za taki odchów jest wyższa, ponieważ opieka nad prosiętami jest bardziej wymagająca.

Warunki proponowane przez firmy należy dokładnie analizować, ponieważ materiał, jaki przyjeżdża na fermy, jest zazwyczaj zareklamowany lepiej niż wygląda w rzeczywistości. Warto również sprawdzić, jaki jest status zdrowotny stada. Wchodząc w kontrakt, należy wziąć pod uwagę, że mimo iż zwierzęta są u nas i są „nasze”, to nie my jesteśmy decyzyjni w ich sprawie. Stąd też pojęcie tuczu kontraktowego jako owego „niewolnictwa”.

Przeciwnicy kontraktowego tuczu chcą samodzielnie zarządzać stadem. Priorytetem w przypadku samodzielnego chowu/hodowli jest uzyskiwanie jak najwyższej jakości produkowanego materiału.

Pomimo wahań cenowych i dużego importu żywca i mięsa wieprzowego z zagranicy, hodowla trzody jest nadal przyszłościowa, zarówno dla rolników z doświadczeniem, jak i dla młodych gospodarzy rozpoczynających „karierę” w dziale produkcji trzody. Do krajowych tuczarni trafiają warchlaki m.in. z: Holandii, Danii i Niemiec. Kraje te proponują towar przeważnie na wysokim poziomie – w wadze 23–30 kg i praktycznie w każdej ilości. Wiele gospodarstw zmieniło profil produkcji i prowadzi chów tylko z wykorzystaniem zagranicznych warchlaków i prosiąt.

Dochód uzyskany przez hodowcę jest wynikiem różnicy kosztów poniesionych na wyprodukowanie tucznika, i ceny uzyskanej za produkt finalny. Trudno jest osiągnąć dobrej jakości „produkt finalny” bez wprowadzania zmian w technologii i pogłębiania swojej wiedzy.

Będąc na „własnym garnuszku”, mimowolnie bierzemy udział w rynku światowym, na który nie mamy wpływu (popyt, kursy walut). Natomiast czynniki, na które mamy wpływ: własne zboża (właściwy dobór dodatków paszowych), własny warchlak (produkcja w cyklu zamkniętym), właściwie dobrany materiał genetyczny - są tymi, które pozwalają nadgonić straty wynikające z sytuacji zewnętrznej.

Indywidualni hodowcy, aby zwiększyć swoje możliwości i mieć większą siłę przebicia, łączą się w grupy producentów. Członkostwo w grupie daje często nie tylko wyższą cenę skupu tuczników, ale także umożliwia zakup pasz po niższych cenach oraz wzajemną pomoc.

Dzisiaj w naszym kraju, każdy, kto planuje inwestowanie w hodowlę trzody i dalszy jej rozwój, ma wiele możliwości. Należy jednak do inwestycji podchodzić rozważnie, gdyż sytuacja na rynku trzody chlewnej nie jest łatwa.

 

Marzena Nowacka

„Wieś Kujawsko-Pomorska”

K-PODR Minikowo i K-PIR Przysiek

Fot. Leszek Piechocki

 

(za AGRO 4/2016)