Pojechałem do Ignackowa w gm. Lipno, aby porozmawiać z Piotrem Skoniecznym (ojcem) i Adamem Skoniecznym (synem) o ich gospodarstwie, które jest często odwiedzane przez uczniów i studentów, była grupa z UTP w Bydgoszczy, byli też Amerykanie, czas, aby poznali je Czytelnicy miesięcznika.
Panie Piotrze, znamy się od dawna, zajmował się Pan różną produkcją, pamiętam owce, kozy, szynszyle…
Piotr Skonieczny:- Istotnie, na początku lat 90. ubiegłego wieku mieliśmy jeszcze owce, potem jeden rzut trzody chlewnej, a w 1994 r. kupiliśmy 19 sztuk kóz od rolnika z Izbicy Kujawskiej. O możliwości zakupu dowiedziałem się na szkoleniu w ośrodku doradztwa, skontaktowałem się przez Zarzeczewo z hodowcą i kozy w kwietniu 1994 r. trafiły do gospodarstwa, były to wielorasowe krzyżówki. Jedna koza przy zakupie była w złej kondycji i jako prezent dołączyła do stada. Była to duża, brązowa koza o imieniu Matylda. Po roku zregenerowała się i została matką stada. Przez długi czas mieliśmy kozy i szynszyle, aktualnie już tylko kozy.
Jak pamiętam szybko zaczęliście mleko sprzedawać przez sklepy.
P.S.:- Początki były trudne. Od tych kóz uzyskiwaliśmy 13 litrów mleka, a pierwszymi klientami byli lekarze i hodowcy psów rasowych. Popyt na mleko kozie wzrastał bardzo szybko, zaczęliśmy więc powiększać stado o kozy z zakupu. Szybko się rozwijaliśmy, zmechanizowaliśmy udój, a już w czerwcu stado było pod kontrolą użytkowości mlecznej. Posiadaliśmy też wszystkie zezwolenia z weterynarii i Sanepidu na sprzedaż detaliczną mleka. Do sklepów trafiało mleko w szklanych, tradycyjnych jednolitrowych butelkach, zaopatrzonych w identyfikator producenta z datą przydatności do spożycia. Dzięki dobremu żywieniu i właściwej opiece wzrastała wydajność kóz.
Ale żeby wzrastała produkcja konieczna jest odpowiednia genetyka, a z tym najlepiej na początku nie było…
P.S.:- Faktycznie, stado było bardzo zróżnicowane, prowadziliśmy ostrą selekcję, zostawiając najlepsze dójki jako matki stada. Poprawialiśmy genetykę, stosując krzyżowanie wypierające kozłami z zakupu rasy francuskiej alpejskiej. Poprzez poprawę warunków hodowlanych i środowiskowych, doszliśmy do genetycznie dobrego stada, które dawało po 2000 r. średnio 1 000 litrów od sztuki w laktacji, a rekordzistki dochodziły do 1 500 litrów. Wyselekcjonowane kozy z naszego gospodarstwa zdobywały wysokie nagrody na wystawach regionalnych oraz krajowych. Nastąpiły też zmiany pokoleniowe. W 2008 r. 10-hektarowe gospodarstwo przejął mój syn Adam.
Panie Adamie, tylko pozazdrościć, przejął Pan gospodarstwo wysokoprodukcyjne.
Adam Skonieczny:- Tak, to prawda, ale trzeba też zaznaczyć, że tak wysoka produkcja, która była bardzo intensywna, była też droga. Nie zawsze wysokie nakłady dawały oczekiwane efekty produkcyjne. Przy coraz mniejszych opadach atmosferycznych, intensywna produkcja roślinna nie miała sensu. Wysokowydajne kozy, o czystej genetyce były wydelikacone, zaczęły chorować. Leczenie nie dawało efektów. Trzeba było coś zmienić. Postanowiliśmy przestawić gospodarstwo na produkcję ekologiczną. W produkcji polowej zaprzestaliśmy stosowania nawozów i środków ochrony roślin. Do produkcji roślinnej i zwierzęcej wprowadziliśmy Efektywne Mikroorganizmy (EM). W żywieniu zwierząt zrezygnowaliśmy z dodatków białkowych i mineralnych, wprowadziliśmy krzyżowanie z mniej szlachetnymi rasami, by zwiększyć zdrowotność kóz i odporność na choroby. Preparaty z pożytecznymi mikroorganizmami, które stosowaliśmy do pasz, wody oraz na obornik doprowadziły do równowagi mikrobiologicznej, co korzystnie wpłynęło na warunki bytowe i zdrowotne zwierząt. Dzięki temu poprawiła się jakość surowca. Część mleka sprzedajemy do mleczarni w Turku, jako mleko konwencjonalne, dostarczamy je własnym transportem raz w tygodniu. Resztę mleka sprzedajemy do przetwórni ekologicznej koło Warszawy. Przetwórnia sama odbiera mleko. Cena mleka ekologicznego jest o 30% wyższa od ceny mleka z produkcji konwencjonalnej. Już sam fakt tak rzadkiego odbierania mleka pokazuje, że musi być najwyższej jakości. Gospodarstwo posiada wszelkie certyfikaty produkcji ekologicznej.
Gospodarze prezentują w trakcie rozmowy książkę zabiegów weterynaryjnych z ostatnich 15 lat z dokładnymi zapisami wszystkich zabiegów, które były bardzo częste do 2008 r., a teraz praktycznie są zerowe. Kiedy weszła ekologia było ich coraz mniej, w 2009 r. były już pojedyncze zabiegi, ostatni w 2010 r. zabieg odrobaczania i już koniec zapisów, nie ma więcej wizyt lekarzy weterynarii. Nawet nie było potrzeby odrobaczania, bo zwierzęta są badane, a ilości pasożytów jest śladowa. Ta książka naprawdę daje dużo do myślenia.
Rolnicy planujący przejście na metody ekologiczne boją się zachwaszczenia, chorób i spadków plonów. Jak z tym było u Was?
A.S.:- Oczywiście, jeżeli ktoś przestawia się na ekologię z myślą o dopłatach, a nie faktycznie o ekologicznej produkcji, to nie może być sukcesu. Niestety, kiedy ktoś nas pyta, jak gospodarujemy, a chętnie dzielimy się swoimi doświadczeniami, to nie interesuje się, jak to robimy, tylko ile bierzemy dopłat. My podejmując decyzję o ekologii, sporo przeczytaliśmy książek, rozmawialiśmy z wieloma osobami, które tym się zajmują i gdy byliśmy do tego dobrze przygotowani i zdeterminowani, to wprowadziliśmy te zmiany. Z chwastami jest tak, że jak nie ma nawozów mineralnych, a głównie azotu, to chwastów jest mniej. Azot pobudza ich kiełkowanie, te, które się pojawiają, trzeba niszczyć mechanicznie przed siewami i po wschodach roślin uprawnych. Ważny jest odpowiedni płodozmian. Oczywiście chwasty się pojawią, ale przeważnie w ilości nie wpływającej bardzo negatywnie na plony. Dzięki ekologii i pożytecznym mikroorganizmom, które systematycznie stosujemy, uruchomiliśmy związki w glebie, które przy konwencjonalnej produkcji były niedostępne dla roślin, tak, że większych spadków plonów nie było. EM-y najlepiej stosować w dni pochmurne, dlatego często robimy zabiegi nawet w czasie deszczu, wywołując zdziwienie u obserwatorów. My siejemy pszenicę ozimą na V klasie i zbieramy nawet do 4 ton, podobnie jak w produkcji konwencjonalnej na naszym terenie.
I to jest odpowiedź dla niedowiarków. Ale preparaty, które stosujecie też kosztują.
A.S.:- Tak, ale koszty te nie są porównywalne do tych, jakie mieliśmy poprzednio, są dużo niższe. EM-y to oczywiście koszty, jak ktoś stosuje pełną technologię konwencjonalną i ma dokupić jeszcze EM-y, to oczywiście może mu się to wydawać drogo. Ale u nas, jak stosujemy tylko dobrze przefermentowany obornik kozi i dodatkowo tylko pożyteczne mikroorganizmy w różnych zabiegach, to mamy inną kalkulację. Takie gospodarowanie nie szkodzi glebie, z roku na rok jest żyźniejsza, powraca życie biologiczne i bioróżnorodność, pokazały się dżdżownice, których nie było itd. Gleba zachowuje się inaczej niż kiedyś, nie zaskorupia się i nie rozpyla. Wprowadziliśmy też uprawę bezorkową. Zobaczymy, jak będzie się ten typ uprawy sprawdzać w naszych warunkach. Trzeba być bardzo elastycznym. Aktualnie trwa dotkliwa susza, ale wschody były bardzo dobre i zobaczymy, jakie będą plony. Na brak deszczu, niestety, nie mamy wpływu.
Jak u Was wygląda struktura zasiewów?
A.S.:- Mamy teraz w gospodarstwie 23 ha i średnio 100 kóz o wydajności 600–700 litrów w laktacji, pod które ustawiony jest płodozmian zaspokajający potrzeby żywieniowe stada. Najwięcej, bo na 10 ha uprawiamy mieszanki zbożowo-strączkowe, wykorzystujemy zarówno ziarno, jak i słomę. Na pasze objętościowe uprawiamy 5 ha traw z koniczyną, dodatkowo po ok. 2 ha przeznaczamy pod pszenicę, żyto i owies. W tym roku zasialiśmy też grykę. Podchodzimy do struktury elastycznie, np. w tym roku z kilku hektarów żyta zrobiliśmy sianokiszonkę. Jeżeli zboża są mocno zachwaszczone, to przeznaczamy je na sianokiszonkę i po nich siejemy poplony. Handlowe ziarno pszenicy, żyta i owsa sprzedajemy do ekologicznej przetwórni BioBabalscy.
Panie Adamie, jakie są plany na przyszłość, planuje Pan powiększenie gospodarstwa?
A.S.:- Na razie nie planujemy jakiś większych zmian. Łatwo przecież przeinwestować i wpędzić się w kłopoty. Aktualnie gospodarstwo jest w pełni wyposażone w sprzęt potrzebny do uprawy i zbioru oraz obsługi zwierząt. Dzisiaj, kiedy mówimy o ekonomice, to porównujemy dochody przy poprzedniej technologii i tej stosowanej obecnie. Rynek produktów ekologicznych nie jest stabilny i ogranicza go prawo popytu i podaży. Nawet dzisiaj nie mamy możliwości umieścić tam całej produkcji mleka. Wyprodukować można wszystko, ale przede wszystkim w pierwszej kolejności należy zadbać o rynek zbytu. Na tym etapie zwiększenie produkcji nie miałoby sensu. W ekologicznej produkcji są jeszcze rezerwy w uprawie warzyw. Gdybym nie miał kóz, zająłbym się tym kierunkiem produkcji. Jesteśmy otwarci na współpracę i dzielenie się naszymi doświadczeniami. Gospodarstwo jest często odwiedzanie przez uczniów i studentów, którzy ze zdziwieniem obserwują to, co my tutaj pokazujemy, a co kłóci się mocno z tym, czego się uczą. Nie mamy nic do ukrycia i pokazujemy, jak zmiany w podejściu do produkcji wpłynęły na funkcjonowanie gospodarstwa. Pokazujemy też oczyszczalnię ścieków, która pracuje już 20 lat i była jedną z pierwszych w byłym województwie włocławskim, wybudowana była z poważnym dofinansowaniem waszego Ośrodka i w dalszym ciągu świetnie się sprawdza. Jestem przekonany, że tę współpracę z uczelniami będziemy kontynuować dla obopólnych korzyści.
Rozmawiał Leszek Piechocki
„Wieś Kujawsko-Pomorska”
K-PODR Minikowo i K-PIR Przysiek
Fot. L. Piechocki, A. Skonieczny
(za AGRO 8/2015)

















































































































































