Rozmowa z Pawłem Tarasiewiczem, młodym rolnikiem, pomagającym rodzicom w prowadzeniu dużego gospodarstwa mleczarskiego w Pieńkach. Paweł jest absolwentem Politechniki Białostockiej. Ukończył kierunek technika rolnicza i leśna. Miał rzadką okazję pobytu i pracy na jednej z rolniczych wystaw w Toronto.
Kanada może pochwalić się świetnie rozwiniętym rolnictwem, szczególnie hodowlą bydła. Organizowanych jest tam wiele wystaw rolniczych. Jaki charakter ma wystawa Royal Agricultural Winter Fair w Toronto?
- To jedna z największych, kanadyjskich wystaw zwierząt organizowana od 92 lat. Wystawiane są zwierzęta z Kanady, główne bydło mleczne, w ilości ponad 800 sztuk, ale głównej ekspozycji towarzyszą mniejsze i krócej trwające wystawy: kóz, owiec, drobiu, gołębi, królików i bydła mięsnego. W kategorii bydła mlecznego wystawiane są 4 rasy: czarno-biały i czerwono-biały holsztyn, jersey i ayshire. Wystawę zwiedzać można przez 10 kolejnych dni. W 2014 r. trwała od 7 do 16 listopada. Odwiedzający to oczywiście Kanadyjczycy, ale też wycieczki hodowców z całego świata, wśród nich była też wycieczka rolników i lekarzy weterynarii z Polski.
Wyjazd na taką wystawę nie jest łatwym przedsięwzięciem i na pewno nie należy do tanich. Jaka była Pana droga na wystawę?
- Początek był dosyć przypadkowy. Szukałem kursu dla inseminatorów i natknąłem się na informację o Konkursie Młodego Hodowcy. Wysłałem swoje zgłoszenie. Po jakimś czasie nawiązano ze mną kontakt i - po przejściu kolejnych szczebli kwalifikacji - zostałem wybrany do pracy przy obsłudze stanowiska wystawowego kanadyjskiej firmy Semex, której przedstawicielem w Polsce jest firma Konrad. Potem uczestniczyłem w jednodniowym szkoleniu przygotowywania bydła do prezentacji i w efekcie na początku listopada znalazłem się w Toronto. Nie ponosiłem żadnych kosztów związanych z przelotem i pobytem.
Jak organizatorzy prezentują bydło?
- Wystawa organizowana jest w zamkniętym obiekcie. Jest to kompleks hal z boksami dla bydła, arenami, na których dokonywana jest ocena i przeprowadzane są aukcje, a także - z powierzchniami wystawienniczymi, gdzie prezentowane są głównie: kosmetyki do pielęgnacji bydła, maszynki do strzyżenia, odzież używana przy prezentacji bydła i odzież robocza.
Był Pan wielokrotnie na Wystawie Zwierząt w Szepietowie, czym różni się od wystawy Royal Agricultural Winter Fair?
- To, co rzuca się od razu w oczy na wystawie w Toronto, to kaliber krów. W naszym gospodarstwie utrzymujemy holsztyny i jestem do ich widoku przyzwyczajony, ale te kanadyjskie są znacznie większe. A poza tym duże wrażenie robi wygląd krów oraz sposób, w jaki przygotowane są do wystawy. Przygotowanie jest perfekcyjne, a w utrzymaniu takiego stanu przez cały okres trwania ekspozycji pomaga infrastruktura wystawy, w tym wydzielone pomieszczenie, w którym krowy są codziennie myte i poddawane zabiegom pielęgnacyjnym. Regularnie są też strzyżone. Ocena bydła wygląda podobnie do tej na polskich wystawach, ale aukcje bydła są prowadzone w typowo w amerykańskim stylu z błyskawicznie reagującym i mówiącym nieprzerwanym potokiem słów aukcjonerem. Wylicytowane ceny za pierwiastki na aukcjach były imponujące i dochodziły do 30 tys. dolarów kanadyjskich.
Bydło na wystawie jest kanadyjskie, odwiedzający z całego świata, a skąd pochodzili inni wolontariusze pracujący, tak jak Pan, na wystawie?
- Nasza grupa złożona była z 10 osób. Pracowałem razem z: dwoma Brazylijczykami, trzema Kanadyjczykami i jedną osobą z Nowej Zelandii. Z Europy było nas czworo – poza mną, dwie osoby z Niemiec i jedna z Wielkiej Brytanii. Pracowaliśmy na stanowisku firmy Semex, gdzie prezentowane były krowy wyhodowane dzięki inseminacji kanadyjskim nasieniem, oferowanym przez tę firmę. Krowy i stoisko były pod naszą opieką przez 24 godziny na dobę, w czasie godzin ekspozycyjnych udzielaliśmy również podstawowych informacji zwiedzającym.
Przy tak intensywnej pracy, na dodatek zmianowej, nie było chyba zbyt wiele czasu na zwiedzanie, ale na pewno coś poza krowami udało się zobaczyć?
- Mieszaliśmy w hotelu blisko centrum Toronto, więc samodzielnie zwiedzaliśmy miasto. Organizatorzy zabrali nas też na jedną z najwyższych wież na świecie, ponad 500-metrową CN Tower. Załamanie pogody i śnieżyca uniemożliwiła planowaną wycieczkę nad Wodospady Niagara. Mam wrażenie, że wszystko w Kanadzie jest większe. Mówiłem już o krowach, że są znacznie większe od naszych, ale podobnie jest w przypadku dróg, tak szerokich, że przynajmniej jeden pas wydaje się zbędny. Nie żałują też betonu. Wszystkie budynki, budowle, drogi są duże i solidne. Czasami budynki stoją w takich miejscach, w jakich w Polsce nigdy nie zostałyby pobudowane, bo niemożliwe byłoby uzyskanie pozwolenia na budowę.
Jakie efekty przyniósł wyjazd do Kanady?
- Minęło niewiele czasu od mojego powrotu, gdy zaczęliśmy wprowadzać, do gospodarstwa rodziców kanadyjską genetykę poprzez stosowania nasienia firmy Semex. Po powrocie z Kanady ukończyłem kurs inseminatora, więc część zabiegów będę mógł wykonywać samodzielnie.
Rozmawiał: Dariusz Gaszewski
„Wiadomości Rolnicze”
PODR Szepietowo
Fot. Han Hopman
(za AGRO 6-7/2015)

















































































































































