Hodowla ślimaków to biznes, który w Polsce brzmi dość egzotycznie. Czy można na tym zarobić? Przeczytajcie list, który otrzymała redakcja „Wiadomości Rolniczych” od Jerzego Iwaniuka z Kuraszewa (gm. Czyże), właściciela fermy ślimaków afrykańskich dużych. Po jego lekturze przekonacie się, czy warto zainteresować się tym kierunkiem produkcji.
Moi rodzice pochodzą: jedno z Leniewa, drugie z Kuraszewa. Ja urodziłem się w Sokółce, gdzie rodzice wtedy pracowali. W 1990 r. przeprowadziliśmy się do Białegostoku, gdzie mieszkałem 20 lat. Nie mogłem odnaleźć swojego miejsca, bo przecież byłem „chłopakiem ze wsi”. Razem z rodzicami często jeździłem na wieś do dziadków, gdzie pomagałem w rolnictwie, a wieczorami prowadziłem życie towarzyskie „na swojsko”. Bardzo mi się to podobało, mimo że dla moich przyjaciół ze wsi byłem inny, bo z miasta... hehe.
Ożeniłem się wcześnie jak miałem 24 lata – problemy z pracą, dwoje malutkich dzieci, studia, egzaminy – ogólnie było trudno.
Pewnego razu dziadkowie oświadczyli, że chcą mi przekazać gospodarstwo, rodzice również byli podobnego zdania i też oddali swoje, bo uznali, że czas już na emeryturę, a jak będą chcieli, to sobie dorobią. W ten oto sposób z biednego studenta z dwójką dzieci stałem się posiadaczem ponad 17-hektarowego gospodarstwa. Niestety bez maszyn – wszystko przestarzałe, często niesprawne, a traktor czekał na remont.
Bardzo mocno wziąłem się wtedy do pracy, a większość ziemi oddałem w dzierżawę i za uzyskane pieniądze postanowiłem oszczędnie wybudować dom, w międzyczasie szukając zajęcia, które pasowałoby do mojego gospodarstwa.
Spiralny świat muszli
Pewnego razu, gdy oglądałem film o ciągu Fibonacciego, zauważyłem, że mowa jest o muszli ślimaka - jako przykładzie Boskiego Podziału, gdzie każda następna warstwa jest większa o określoną wartość od poprzedniej. Zainteresowałem się i zacząłem zdobywać informacje na temat ślimaków. Najpierw o tym jak żyją, gdzie występują. Zrozumiałem, że tak jak w życiu zawsze nieco nie pasowałem do otoczenia, to i moje zajęcie musi być niepospolite. Potem trafiłem na firmę, która dawała szkolenie od A do Z i gwarantowała, że nauczy hodować ślimaka. Połknąłem haczyk.
Dokonałem niezbędnej analizy finansowej i inwentaryzację sprzętu. Hodowla ślimaka pasowała jak ulał: mam prąd, wodę, traktor, podstawowe maszyny do uprawy 0,4 ha (bo takiej powierzchni potrzebuje ślimak). Idealnie, blisko domu, zainwestowałem też w elektrykę i elektronikę, co znacząco wpłynęło na skrócenie czasu obsługi. Dzięki temu mogłem też pracować zawodowo na pełny etat w Hajnówce.
Najtrudniej było przekonać rodziców. Ja zachwycony, z głową pełną pomysłów, nabuzowany pozytywną energią – a oni, choć Kochani, ...„A to, że to ryzykowne, a to, że nikt tego nie robi, a że to słyszeli od kogoś, że to oszuści te wszystkie firmy” – ogólnie to było trudne. Na początku bardzo się zasmuciłem, że nie mam w nikim oparcia. Ale potem zrozumiałem, że zamiast się dołować powinienem przyjąć wątpliwości rodziców i znajomych jako przedmiot do zbadania – może mi to przecież tylko pomóc.
Ku mojemu zaskoczeniu wiele z tych wątpliwości potwierdziło się, ale sporej części znalazłem rozwiązanie. Następnie zebrałem wszystkie pozostałe pytania i udałem się to tej firmy, która miała mnie szkolić. Zadałem pytania, zanotowałem odpowiedzi i mimo wszystko zapytałem, czy dużo jest gospodarstw, które odpadają ze współpracy po pierwszym lub drugim roku. Odpowiedzieli (i tu znowu mnie zaskoczyli, bo myślałem, że będą się wykręcać) – „Tak, ale zasada jest jedna – albo nas słuchasz i dokładnie wykonujesz to, czego Cię uczymy, wówczas robisz z nami dobry interes, albo zamiast stosować się do zasad, robisz po swojemu, będąc tak naprawdę nie przekonanym do tego i w konsekwencji zawalasz całą hodowlę i winisz za to innych. Tak to działa. My gwarantujemy konkretnie: nauczymy Cię hodować w taki sposób, żeby Ci się to opłacało. Warunkiem jest, aby robić dokładnie, jak mówimy. Ale zastanów się – my za Ciebie nie będziemy pracować”.
No i przekonali mnie, zrozumiałem, że fajnie jest marzyć i planować, ale podstawą jest właściwa praca i słuchanie nauczycieli.
Zakładam hodowlę ślimaków
Hodowlę rozpocząłem jesienią: kupiłem kontener chłodnię, wyznaczyłem pole, zamontowałem elektrykę i elektronikę. W połowie listopada przywiozłem do chłodni przygotowane stado zarodowe, które zahibernowane w sterowanych warunkach leżało do ostatniego tygodnia lutego. Zimą zająłem się konstrukcją stołów do reprodukcji i zbijaniem paśników z drewna. Na początku marca rozpocząłem wybudzanie: odpowiednia temperatura, stoły w środku – wilgotno i mokro. Co chwila biegałem jak poparzony sprawdzać, jak się wybudzają. Stresowo, ale po około 6 godzinach wybudziły się wszystkie – grunt to zrealizować wszystkie wskazania i będzie grało. Nabrałem zaufania do moich zwierzchników. Niedługo potem wszedłem już w rutynę przy obsłudze codziennej i całość zamykałem w 6 godzinach na dobę. Fajnie, bo można sobie ustawić czas obsługi na kiedy się chce – ja robiłem wieczorem.
Codziennie ślimaki składały duże kokony i często w jednej doniczce było nawet po 7. Po uzyskaniu odpowiedniej ilości jaj, trzeba było młode wypuścić do tunelu foliowego na tucz wstępny. Mała folia 4x5 metrów, ale tu popełniłem błąd, który wiele mnie kosztował. Zamiast przygotować folię jesienią, zostawiłem to na wiosnę, a 9 marca było jeszcze -22oC. Musiałem kuć ziemię kilofem, żeby postawić namiot, kiedy inni już mieli posiane i tylko znicze stawiali na noc albo beczkę z wodą pomalowaną na czarno. To znacząco przerzedziło stado. Mimo to udało mi się zachować opłacalność, ale o tym później. Małe ślimaczki były w tunelu do maja, wtedy zacząłem wypuszczać je do parku z przygotowanymi paśnikami i alejkami z wysianą rośliną bazową, która daje odpowiedni klimat pomiędzy ziemią a liśćmi i jest jednocześnie pożywieniem ślimaków. Chwasty nie są przeszkodą bo roślina bazowa całkowicie zakrywa powierzchnię nie pozwalając chwastom na wzrost. Nieliczne chwasty wyrywam przy codziennej obsłudze.
Nie mogę sobie pozwolić na przesuwanie czasu i całość odbywa się wieczorem. W czasie kiedy ślimaki są pod folią, jest chwila oddechu, ponieważ całość obsługi wieczornej zamyka się w 20 minutach i jest prosta nawet dla dziecka. Czas ten wykorzystuję na przygotowanie pola do tuczu właściwego – wyznaczam alejki, rozmieszczam paśniki, zraszacze ogrodowe na stojaku, sprawdzam jeszcze raz ogrodzenie – szybko idzie. Potwierdziło się, że nie ma „później”, jak jest powiedziane, że teraz mat to być, to ma być i basta!
Obiecałem sobie, że już zawsze będę robił, jak mi piszą w mailu i wtedy kiedy trzeba. Jak wszystko jest przygotowane, to naprawdę fajnie się pracuje. Wieczorem, kiedy słońce już tak nie pali, wychodzę w kapeluszu i klapkach, ubrany jak na plażę do wieczornej obsługi. Zmiatam paśniki, sypię paszę – to jakieś 2 godziny, a potem czas dla bliskich na tarasie i grillu, kiedy w przerwach zaciętych i rozmów idę na 5 minut przestawić zraszacze – i tak całe lato.
Moje plany?
W przyszłym roku obiecałem sobie sprawić porządny system nawodnienia, żeby nie latać ze stojakami, bo to trochę nie na te czasy. Skorzystam też z dofinansowania z ARiMR na innowacje i już wiem, że spełniam warunki, więc będzie jakieś 60 tys. Za to będzie system nawodnienia i fotowoltaika, bo prądu trochę idzie i za 5 lat spokojnie się zwróci. Pozostałą kasę mogę przeznaczyć na zakup materiałów do hodowli, modernizację, lub co mnie bardziej pasjonuje konstrukcją wozu paszowego i zamiatarkę do wieczornej obsługi ślimaka. Takie rozwiązanie pozwoliłoby na masową produkcję i konkretny rozwój – taki jest plan na przyszłość.
Ale czas wrócić na ziemię
Generalnie, codziennie jest to samo: zmiatanie paśników, sypanie paszy z wiaderka i polewanie wodą. Tak to trwa do września, kiedy są zbiory. Sortujemy od razu na polu podczas zbiorów. Ślimaki leżą na gołej ziemi jak ziemniaki. Łatwo się zbiera. Potem jeszcze kilka dni leżakują w workach i w skrzynkach, a potem pakujemy na busa i wieziemy na skup. Należy wybierać same duże ślimaki, bo to świeża, szybka i największa kasa. Cena skupu jest wcześniej ustalona i nie podlega zmianie. Dlatego warto porządnie przebrać. Nie trzeba się spieszyć. Tak jak ślimak – powoli, ale do celu. Na koniec zostały już same wybrakowane około 1,5 tony, ale i to sprzedam tylko po trochę niższej cenie. Ogólnie sprzedałem 7,5 ton ślimaka, z czego opłaciłem raty kredytu na cały następny rok do października i po odjęciu pozostałych kosztów zostało mi na życie, plus mały zapas na paszę w przyszłym roku. Nie ma się z czego cieszyć, ale i nie ma nad czym płakać. Uważam pierwszy rok za udany, bo przetrwałem, a jedyne pretensje mogę mieć do siebie, swojego lenistwa, wymądrzania się, i to tego „później”.
Drugi rok już na spokojnie. Paśniki gotowe na czas, ogrodzenie śmiga, ślimaczki rosną, nie ma takiego stresu. Spodziewam się dobrych zbiorów, mimo że i w tym roku nie ustrzegłem się błędów, chcąc być mądrzejszym od uczących. Ślimaki i tak będą obfitsze i dorodniejsze niż rok temu.
Hodowla ślimaków uczy mnie pokory
Nauczyłem się systematyczności, choć czasem hodowla pozwala na nieco dowolności i luzu. Chcę to nadal robić i będę dążył do ciągłego udoskonalania hodowli tym bardziej, że już w tym roku dołączyło do mnie kilku hodowców z okolicy. To bardzo wiele mi dało, bo w końcu nie byłem sam w tym biznesie. Dodam, że jestem dumnym, pierwszym hodowcą ślimaka w powiecie hajnowskim. Nowi hodowcy wiele mi dali. Zrozumieliśmy, że musimy się ciągle wymieniać informacjami i współpracować, dzieląc się tym, co mamy. Najważniejszy jest dobry przepływ informacji, to najbardziej pomocne, ponieważ po pierwsze motywuje do pracy, a po drugie wypracowujemy najlepsze rozwiązania dla naszych hodowli i uczymy się od siebie. Ktoś by pewnie zapytał: no ale to przecież konkurencja...? No, nie powiedziałbym. Ogólnie ślimaka na rynku nigdy dość. Tym bardziej, że jak podpisuję umowę na zbycie w konkretnej ilości, to nawet, jeśli to będzie i 20 czy 50 ton, to i tak mają obowiązek to ode mnie kupić za ustaloną kwotę.
Ślimak, którego produkuję to ślimak afrykański duży (Hellix Aspersa Maxima). Jest to ślimak typowo przetwórczy i nie idzie raczej na bezpośrednie spożycie. Nasza produkcja trafia do ubojni w różnych krajach: zachód Europy, Francja, Włochy, Grecja itd., ale najwięcej idzie do krajów azjatyckich i jest różnie wykorzystywana. Skorupiki służą do produkcji wielu różnych produktów zawierających wysokojakościowe minerały. Skorupki mają też wiele innych zastosowań, ale to temat na kolejną opowieść.
Ślimaki są po prostu smaczne
Podstawą jest mięso ślimaka, które jest w ubojniach automatycznie przetwarzane w mrożonki lub zalewy bazowe do produkcji np. puszek z mięsem ślimaka do przygotowania obiadu w 10 minut. Osobiście zdecydowanie wolę tę formę delektowania się potrawami ze ślimaka przede wszystkim dlatego, że przyrządzanie ślimaków w domowej kuchni od etapu ślimaków żywych jest wyjątkowo czasochłonne i wymaga dużego zaangażowania. Trzeba płukać ślimaki w roztworze wody z octem i solą i to 5 razy, aby pozbyć się śluzu, potem wolno podnosić temperaturę itd. Szkoda czasu! Mam zawsze w domu kilka puszek polskiego producenta i kiedy przejeżdżają goście, to serwuję im smakową ekstazę, bo przepisy na odwrocie opakowania są proste i zawsze wychodzą. Można jeszcze zajrzeć na stronę www podaną na opakowaniu i tam jest cała masa różnych przepisów od kanapek, przez sałatki, dania główne po zupy. Wszystko tam jest i też proste.
Często zdarza się, że ktoś ma opory przed spróbowaniem ślimaka. Nie dziwię się wcale, ponieważ ja też je miałem. To tak jak ze wszystkim, kiedy przełamuje się pewną wewnętrzną barierę, robiąc coś pierwszy raz. I jeśli właściwie się do tego podejdzie, odrzucając strach, można otworzyć się na przyjemne doznania. Dla jednych to jak skok na bungee, dla innych jak rollercoaster, dla jeszcze innych małe oświecenie. Każdy jednak, kto zwycięży nad sobą i powie do siebie, że „tak, mogę sobie na to pozwolić”, zawsze jest mile zaskoczony, bo ślimaki są po prostu smaczne.
Każdy może zostać hodowcą ślimaków
Rynek ślimaka szybko się rozwija. Należy zauważyć, że na pozyskanie 1 kg ślimaków potrzebujemy maksymalnie 1,2 kg paszy. Prowadzi to do tego, że jest tani w produkcji, a jego cena w sprzedaży jako puszka, mrożonka lub studenckie danie na szybko, jest przystępna nawet w mało zamożnych krajach. Mięso ślimaka jest wysoce cenione za jego wartości energetyczne i świetnie przyswajalne białko. Ślimaka mogą spożywać wszyscy i wszędzie. Azjatycki rynek jest nienasycony. Ale i w Polsce rzecz ma się nie najgorzej. Jest coraz więcej rodzimych produktów w marketach. Kiedy ślimak trafia do ubojni w innym kraju, jego cena jest często 3 razy wyższa.
Hodowlę ślimaka trzeba tylko dobrze promować, a takie możliwości daje wiązanie się w grupy z innymi hodowcami.
Każdy, kto chciałby zostać hodowcą powinien się do tego dobrze przygotować. Nie wystarczy sobie usiąść i pomarzyć. Trzeba dokładnie wszystkiego się dowiedzieć, policzyć i zaplanować.
Chętnie rozmawiam o ślimakach i zawsze szczerze. Zawsze dużo mi daje, kiedy mogę podpowiedzieć coś innym, bo też sam się dużo uczę i lepiej widzę, co mogę poprawić. Można mnie też odwiedzić w Kuraszewie – wszyscy mnie tu znają.
Jerzy Iwaniuk
„Wiadomości Rolnicze”
PODR Szepietowo
(za AGRO 11/2019)

















































































































































