1

2

AgroPlatforma ODR

Galeria, kabaret i cyrk

Galeria, kabaret i cyrk

Galeria na wsi nikogo już nie dziwi, ale kabaret czy cyrk? Na Dolnym Śląsku takie formy kulturowe też już zaistniały. Odwiedziliśmy ośrodki, w których można się z nimi zapoznać, i do takiej wizyty zachęcamy. Możecie odkryć w sobie talenty, o których nie mieliście dotąd pojęcia.

 

     Łyse Pole − Michałówka to nazwa Ośrodka Agroturystycznego Cyrkowo-Rozrywkowego w Jemnej k. Srebrnej Góry, na ziemi ząbkowickiej. Dlaczego Michałówka?

     − Bo Michał Archanioł to potężny patron każdego z nas i my z tego patronatu też postanowiliśmy skorzystać − mówi Jerzy Woźny, współwłaściciel ośrodka. − Natomiast Łyse Pole to nawiązanie do sytuacji sprzed lat. Gdy osiedliśmy w Jemnej (działkę kupiliśmy w 1999 r.), to w miejscu naszego domu było tylko łyse pole i więcej nic. Dom zbudowaliśmy od podstaw. Jest kameralny, dla turystów zaplanowaliśmy tylko trzy pokoje − udostępnimy je w przyszłym roku. Nie potrzebujemy więcej, gdyż nastawiamy się na działalność rozrywkową. Ruszyliśmy w lipcu tego roku, może dlatego tak niewiele osób jeszcze wie o tym, co robimy, aczkolwiek nie jest tak, że ośrodek jest na rozruchu. Co weekend przyjmujemy zorganizowane grupy, które przyjeżdżają specjalnie oglądać nasze pokazy. W tygodniu także jesteśmy w stanie się zebrać i taki popis dać.

 

Dziesięcioletni mistrz żonglerki

     W wakacyjnym kursie uczestniczyły dzieci z okolicy, za co same płaciły − symbolicznie po kilka złotych za trzy godziny. Efekty? Nawet nas zaskoczyły. Szczególnym odkryciem jest pewien dziesięciolatek. W akrobatyce orłem się nie okazał, za to żonglerem jest urodzonym. W ciągu dwóch wakacyjnych miesięcy nauczył się perfekcyjnie żonglować jednocześnie trzema różnymi przedmiotami − maczugą, piłką i kółkiem. Wielu uczniów szkół cyrkowych nie osiąga w takim okresie takiego mistrzostwa, jak on. A zaczyna już żonglować pięcioma przedmiotami jednocześnie. Co by było, gdybyśmy nie osiedli w Jemnej i takiego kursu nie zorganizowali? Zapewne ten dziesięciolatek nie odkryłby swego talentu. A tak mamy prawdziwy brylant.

 

Cyrkowe wesele

     Takie umiejętności można posiąść i wykorzystać do zabawy własnej, ale warto zrobić z tego użytek komercyjny. Show cyrkowe, podane ze smakiem, a więc w odpowiedniej oprawie, może wszak być znakomitym punktem programu artystycznego wesela, okolicznościowego festynu czy wabikiem turystycznym gospodarstwa agroturystycznego. Nie trzeba mieć więc choćby zwierząt gospodarskich, żeby zaistnieć na mapie atrakcji agroturystycznych.

 

Lonża, wałek i dużo samozaparcia

     Państwo Woźny zwierząt nie mają, choć nie zarzekają się, że w gospodarstwie ich nie będzie. Na razie jest wiele innych atrakcji, które turystom wystarczają. Przede wszystkim dysponują na miejscu pełnym zestawem przyrządów, przy pomocy których nawet laik może dojść do formy akrobaty. Oczywiście, pod warunkiem, że ma dużo samozaparcia. A to oznacza ciężką pracę. W zestawie ćwiczeniowym są m.in.: trampoliny, zabezpieczenie lonży, liny pionowe i liny poziome, drążek gimnastyczny i wałek do nauki balansowania własnym ciałem. Zamiast wałka można użyć drabiny, co jest wyjątkowo widowiskowe. Przyrządy stoją latem w namiotach, ale w planach jest budowa hali − na wzór cyrkowej.

 

Z jednej szkoły

     Jerzy Woźny jest wychowankiem państwowej szkoły cyrkowej w Julinku k. Warszawy. Agnieszka, jego żona, także jest absolwentką tej szkoły. Co więcej − jest z ostatniego rocznika, który tę szkołę opuścił. Już nie istnieje. Ale w szkole się państwo Woźny nie poznali. Nie poznali się też w cyrku, czy też podczas okazjonalnego występu, aczkolwiek poniekąd cyrk ich połączył. Ona szukała w Ząbkowicach Śląskich miejsca, gdzie mogłaby ćwiczyć. A on wiedział, gdzie ćwiczyć można. Dyrektor ośrodka kultury, z którym współpracuje pan Jerzy (jest z Ząbkowicami Śląskimi związany rodzinnie, aczkolwiek po ukończeniu szkoły cyrkowej rzadko bywał w tym mieście i zjechał do niego dopiero po przejściu na emeryturę), zadzwonił w tej sprawie właśnie do niego. Zaiskrzyło.

 

Akrobatyka dla niemowlaka

     Swoje dzieci, Darka (lat 10) i Szymona (lat 14), zaczęli uczyć akrobatyki zaraz po tym, gdy ci skończyli raczkować. Na co dzień ćwiczą w klubie sportowym Victoria

w Jaworze.

     − Dojeżdżaliśmy do Jawora, ale to było zbyt uciążliwe, dlatego kupiliśmy tam mieszkanie i dziś żona z dziećmi jest tam od poniedziałku do piątku, a w weekendy zjeżdża do Jemnej − opowiada pan Jerzy. − We Wrocławiu także jest klub akrobatyczny, ale ten w Jaworze prezentuje wyższy poziom. Efekty? Darek jest dwukrotnym mistrzem Dolnego Śląska w skokach na trampolinie, a starszy syn zdobył wszystkie najważniejsze tytuły w tej dyscyplinie w odpowiednich do swego wieku kategoriach wiekowych.

 

Wirtualny świat i prawdziwe widoki

     – Dlaczego osiedliśmy w Jemnej a nie w Ząbkowicach Śląskich? Skusiły nas piękne widoki. Ponadto szkoła cyrkowa w takim miejscu, to pomysł na życie.

     Ale ośrodek w Jemnej, to nie tylko sprawa ich właścicieli. To także szansa dla wielu młodych ludzi, którzy chcieliby zdobyć nowe umiejętności, lepszą sprawność fizyczną lub poprawić kondycję. Obecnie jest z tym u Polaków kiepsko.

     − Świat wirtualny wypiera świat rzeczywisty − mówi pan Jerzy. − W efekcie ludzie coraz więcej czasu spędzają przed komputerem, a to zdrowiu nie sprzyja. Człowiek przecież stworzony jest do ruchu. Niestety, z komunikacją międzyludzką też jest coraz gorzej. Wiele osób komunikuje się mailowo czy przy pomocy skype’a, co wymusza pewną skrótowość wypowiedzi i w efekcie prowadzi do zubożenia sprawności w tym zakresie. Dochodzi do sytuacji, gdy ginie człowiek, bo młodzi ludzie są przekonani, że on zaraz ożyje − jak w Matriksie. A my przecież nie mamy po kilka żyć.

     Program edukacyjno-cyrkowy dla grup w Jemnej obejmuje m.in. pokazy akrobatyczno-żonglerskie i konkursy sprawnościowe (jest to tzw. program kontaktowy). Podobnych miejsc w Polsce ze świecą szukać. Wielu cyrkowców wyjechało za granicę lub poszło na emeryturę i działalność zakończyła definitywnie, a nowego narybku nie ma od czasu, gdy zamknięto szkołę w Julinku.

 

Świat się śmieje, a my z nim

     Inną niestandardową formą kulturową na wsi jest kabaret. Na Dolnym Śląsku tego typu prezentacje można zobaczyć m.in. w gminie Dzierżoniów. Tu zastrzeżenie: chodzi o program własny mieszkańców, a nie o import zawodowego kabaretu. Dwie panie (czasami trzy) z Ostroszowic, związane ze Stowarzyszeniem Przyjaciół Gór Sowich, potrafią ad hoc przygotować program, który w żartobliwy sposób komentuje lokalną rzeczywistość. Władza się nie obraża, wprost przeciwnie do tego typu aktywności kabaret zachęca. Kabaret prezentuje się m.in. podczas Kobieterii (8 marca) i festiwalu humoru Uciecha w Uciechowie.

 

Chóry anielskie wśród aronii

     Kolejne powstają na wsiach Dolnego Śląska. Sławę zdobyła na przykład galeria Obora w Jarkowie u Anny i Mirosława Lechów. Mieszkają w niej chóry anielskie. To nie żart ani przenośnia. Aniołowie są kanwą kolekcjonerskiej pasji pani Anny. A zaczęło się podczas prezentacji wyrobów eko. Państwo Lechowie produkują m.in. soki z aronii. To anielskie dusze, otwarte na bliźnich, dzielą się sokami, a w rewanżu otrzymują od innych uczestników prezentacji czasami właśnie rzeźby aniołów. Tak zaczęła się rodzić kolekcja.

     Z czasem państwo Anna i Mirosław Lechowie zaczęli anielskie rzeźby i obrazy kupować. Kolekcja się rozrosła. Jerzy Urban, gdy przyjechał po soki z aronii i zobaczył anielską Oborę, napisał w tygodniku Nie, że czuł się w tym miejscu jak diabeł. Święte słowa.

 

        Tekst i fot. Marek Perzyński

„Twój Doradca – Rolniczy Rynek”

      DODR Wrocław

(za AGRO 12/2013)

 


 

Autor jest dziennikarzem, autorem tekstów o tematyce regionalnej i książek historycznych na temat Dolnego Śląska