Rozmowa z prezesem Zrzeszenia „Sad-Pol” w Polubiczach Stanisławem Daniłosiem
X Panie Prezesie, jak doszło do powstania Zrzeszenia i jak wyglądały pierwsze lata jego funkcjonowania?
- Zrzeszenie powstało w 1996 r.; założyło je 18 sadowników. Główną motywacją do założenia grupy było to, że żaden z jej założycieli nie posiadał chłodni do przechowywania jabłek, a dla jednej osoby była to kosztowna inwestycja. Drugim czynnikiem była potrzeba łączenia się, by można było zapełnić samochody jednolitym towarem, gdyż pojedynczy sadownik nie miał tak dużej ilości jabłek jednej odmiany. W 2004 r., w momencie wejścia Polski do UE, było nas już 28. Zbudowaliśmy halę sortowni z trzema komorami chłodniczymi oraz zakupiliśmy sortownicę. W tym samym roku złożyliśmy do ARiMR wniosek o wstępne uznanie i rozpoczęliśmy realizację planu dochodzenia do uznania, który zakładał wybudowanie 24 komór chłodniczych o pojemności 4800 ton. Dodatkowo zakupiliśmy skrzyniopalety, wózki widłowe i wiele innych urządzeń.
X Inwestycje te były bardzo kosztowne i mogły stać się przyczyną kłopotów finansowych dla Zrzeszenia, a ponadto niedługo po ich zakończeniu pojawiły się problemy z embargiem rosyjskim...
- Inwestycje opiewały na 18 mln zł, a 75 proc. tej kwoty pozyskaliśmy z dofinansowania ARiMR. Ponadto w l. 2009-2012 była dobra koniunktura na jabłka, więc w 2010 r. spłaciliśmy kredyt. W tym czasie wrosła produkcja jabłek w grupie - z powodu zwiększenia się liczby członków, zwiększyła się też ilość nasadzeń. Uznaliśmy, że wydajność naszej sortowni jest za mała i w 2013 r., z własnych środków finansowych, wybudowaliśmy nową sortownię oraz zakupiliśmy nowe skrzyniopalety. Ponadto w l. 2013-2014, z pieniędzy pozyskanych w ramach działania „Zwiększenie wartości dodanej”, zakupiliśmy samochód ciężarowy, maszyny sortownicze do nowego budynku sortowni oraz wózki widłowe i inne urządzenia. Embargo rosyjskie było dużym ciosem dla firmy. Wynikało to ze struktury odmianowej sadów członków Zrzeszenia. Większość nasadzeń stanowiła odmiana Idared, bardzo dobrze sprzedająca się na rynku rosyjskim, lecz już nie tak dobrze na rynku krajowym i poza nim. Zrealizowane dotychczas inwestycje i konieczność spłaty kredytów też nam nie pomagały w walce o inne rynki. W 2015 r. poczyniliśmy kroki w kierunku zmniejszenia zależności od kierunku wschodniego i, razem z innymi grupami sadowniczymi z woj. lubelskiego - Stryjno-Sad, Józefów Sad, Vitabo, Fruvitaland, założyliśmy spółkę „Lubapple”, w celu wspólnej sprzedaży jabłek do krajów zachodnich i krajów Azji. Pochwalę się, że spółka „Lubapple” wyeksportowała kilka tys. ton jabłek do Jordanii, Egiptu i Hiszpanii, z czego ok. 1500 ton pochodziło od naszego Zrzeszenia. W roku ubiegłym spółka wysłała do Indii 8 kontenerów jabłek, w tym 4 wypełnione jabłkami z sadów naszej grupy. Staramy się pozyskać kolejnych kontrahentów - na rynku chińskim i innych rynkach Dalekiego Wschodu. Prowadzimy rozmowy z dużymi kontrahentami, którzy prawdopodobnie zagospodarują ponad połowę naszej produkcji. Teraz rozmowy handlowe rozpoczynają się nie od 200-500 ton, lecz od 2-10 tys. ton i robimy wszystko, aby sprostać tym wymaganiom.
X Czyli przed Sad-Pol-em jest świetlana przyszłość?
- Można tak powiedzieć, lecz jest kilka problemów. Pierwszy to zasłużony wiek naszych członków, a to się wiąże z brakiem sił do pracy i zmniejszeniem produkcji. Wielu naszych sadowników jest już emerytami i nie ma następców, więc może się zdarzyć, że będą oni ograniczać produkcję lub jej zaniechają. Drugim problemem jest jakość jabłek. Nasze jabłka, o słabszej jakości, są w cenie nieraz kilkakrotnie niższej od jabłek zachodnich. W 2018 r. ich gorsza jakość wynikała m.in. z przedłużającego się zbioru, spowodowanego brakiem rąk do pracy. Trzeci problem to zbyt duża ilość odmian w sadach członków, bo aż 18. Odmiany te różnią się trwałością przechowalniczą, warunkami przechowywania, odpornością na warunki transportu itd. Chcemy zmniejszyć ilość odmian do 5-10, lecz jest to praca na lata. Obecnie Zrzeszenie skupia 45 członków. Staramy się wyposażyć ich w wiedzę oraz środki do produkcji. W ramach programu operacyjnego zakupiliśmy opryskiwacze sadownicze, wózki do zbioru oraz drzewka zalecanych odmian. Rosnąca produkcja jabłek nie pozwala nam na przechowywanie całych zbiorów. Będziemy przechowywać tylko te jabłka, które dają gwarancję zbytu, natomiast pozostałe zamierzamy sprzedawać jesienią jako przemysłowe.
X Sprzedajecie praktycznie tylko jabłko konsumpcyjne. Czy zamierzacie „wejść” w przetwórstwo?
- Na razie na pewno nie. Do dziś wspominamy koncentrat soku z porzeczki sprzed kilku lat. Jego wyprodukowanie było dość łatwe, ale późniejsza sprzedaż to była prawdziwa droga przez mękę. Ostatnią partię koncentratu sprzedaliśmy w ubiegłym roku. Rynek ten jest opanowany przez dużych graczy, którzy nie pozwalali wejść na rynek takim małym firmom, jak nasza. Może planowane stworzenie konsorcjum firm producentów owoców, przetwórczych i handlu detalicznego pozwoli na przełamanie impasu w rozwoju naszego sadownictwa.
X Jak Pan widzi przyszłość zwykłego rolnictwa na Ścianie Wschodniej, w tym grup producenckich, tak mocno promowanych przez ministerstwo rolnictwa?
- Rolnictwo będzie się rozwijać tylko pod warunkiem dostępu do przetwórstwa, będącego pod kontrolą rolników indywidualnych i tych zrzeszonych w grupach. Jedno z drugim się wiąże. Trzeba pamiętać, że sadownicy produkują jabłka, które można sprzedawać bezpośrednio konsumentom, natomiast rolnicy - zboża, buraki, żywiec wołowy i wieprzowy prawie wyłącznie dla przetwórstwa. Bez połączenia tych dwóch działań utworzone grupy producentów rolnych będą skazane na dyktat przetwórców i praktycznie będą istnieć na papierze. Bez pomocy państwa skierowanej na przetwórstwo rolne ciężko o optymizm w zakresie rozwoju naszego rolnictwa.
Takim wyznacznikiem trendów panujących w rolnictwie jest składanie przez młodych ludzi wniosków na unijną pomoc dla młodych rolników. Niewielu z nich widzi swoją przyszłość w rolnictwie i nawet, jeśli złoży wniosek i otrzyma pomoc, to po 5 latach rezygnuje z pracy w rolnictwie na rzecz pracy w dużych miastach. By produkcja rolnicza była opłacalna i zachęcała do pozostania na wsi, należy wprowadzić umowy kontraktacyjne z gwarantowaną ceną minimalną.
Rozmawiał: Andrzej Matuszewski
„Lubelskie Aktualności Rolnicze”
LODR Końskowola
(za AGRO 4/2019)

















































































































































