Kto z nas jeszcze robi soki na swoje potrzeby, gdy w sklepie ich tyle, że można przebierać? W tym roku, co prawda, jest urodzaj na owoce, ale dla wielu z nas zwyczajnie braknie czasu na przetwarzanie. Warto więc wiedzieć, jakie soki kupować i jakim przetwórcom zaufać. A są tacy, jak Edyta i Przemysław Kotowie, którzy od kilku już lat produkują soki z własnych owoców. A ich 5-hektarowy sad znajduje się w sercu Gór Świętokrzyskich.
Warto jednak zacząć od rysu historycznego, jako że jest w nim ciekawy wątek patriotyczny. Otóż, pierwszy sad założył dziadek pana Przemysława w 1935 r. Protoplasta był nie tylko sadownikiem, ale również patriotą i swoją walkę o niepodległą ojczyznę przypłacił zsyłką na Sybir. Natomiast jego rodzina musiała uciekać do Ameryki. Tymczasem założony sad był wielką nowością w przedwojennych Bielinach, a owoce cieszyły się bardzo dużym powodzeniem. Na szczęście losy się wyprostowały i prace sadownicze mógł przejąć ojciec pana Przemysława.
Teraz przyszła kolej na niego. Nieduże gospodarstwo przejął on w 1993 r. i od razu powiększył powierzchnię sadu do 5 ha. Posadził jabłonie, grusze, śliwy, wiśnie i z większym lub mniejszym powodzeniem utrzymywał rodzinę z ich zbytu. Jednak sprzedaż tak dużej ilości owoców nie zawsze była opłacalna, dlatego państwo Kotowie pomyśleli o przetwórstwie. Ale podjęcie decyzji trochę trwało, ze względu na koszty inwestycji. W końcu klamka zapadła i z 2014 r. uruchomili tłocznię soków. Pierwsza linia wyposażenia tłoczni była austriackiej firmy Krausemayer. Soki rozlewano do 3- i 5-litrowych aseptycznych worków foliowych. Uruchomienie tej tłoczni zbiegło się w czasie z naborem podmiotów na nasz Świętokrzyski Szlak Kulinarny. Państwo Kotowie byli od początku najbardziej aktywnymi jego członkami. Na szkoleniach Przemysław Kot mówił z pasją o swoim sadzie i o jakości owoców, bo tylko takie gwarantują dobry sok.
Pierwsze soki sprzedane były głównie lokalnie, bo – jak zwykle – początki są trudne. Z czasem Kotowie nabywali doświadczenia, wiedzieli, że stopień dojrzałości samych owoców ma bardzo duży wpływ na jakość soku. A skoro ma się świetne dojrzałe owoce, to nie można ich zepsuć. Powstała więc potrzeba zakupienia kolejnych urządzeń, bardziej profesjonalnych, do poprawy jakości uzyskanego produktu. I tak tłocznia wzbogacona została o urządzenie KZE.
Linia produkcyjna
W KZE sok jest bardzo szybko podgrzany i bardzo szybko schłodzony, w wyniku czego wytrąca się białko. Ale bynajmniej nie chodzi tu o białko pochodzenia zwierzęcego, tylko o białko, które powstaje w procesie dojrzewania owoców. Potem sok jest odwirowywany, po czym standardowo pasteryzowany i rozlewany. Tak też powstała jakby druga linia produkcyjna – do owoców dojrzałych – z włoską wirówką, austriackim pasteryzatorem i nalewarką czeską. Ta nalewarka jest dumą państwa Kotów, bo jest do małych opakowań – 0,2 l. Nieduże urządzenie jest skomputeryzowane i potrafi „samo się kontrolować”. Linia ta jest odpowiedzią na potrzeby rynku, bo duże pojemności soków (3 i 5 l.) cieszą się zainteresowaniem na imprezach, weselach, spotkaniach rodzinnych czy grillowych, ale nie są praktyczne w ciągu dnia. Małe pojemności soków, do wypicia „na jeden raz”, mogą być świetnym dodatkiem do śniadania dziecka w szkole, do pracy czy na wycieczkę. Ostatnio w handlu mamy sporo takich właśnie propozycji. Ale wybór z bogatego asortymentu sklepowego warto rozpocząć od sprawdzenia, czy to jest naprawdę sok.
Soki od Kotów
U Kotów soki są produkowane z własnych owoców - jabłek, gruszek, malin, wiśni, porzeczek i truskawek. Część owoców przetrzymywana jest w mroźni (porzeczki, truskawki, maliny), a po rozmrożeniu tłoczy się z nich sok, w miarę potrzeby. Asortyment jest dość bogaty. Są „czyste” soki jabłkowe oraz mieszane – jabłkowe z wiśnią, gruszką, truskawką, porzeczką i aronią albo z warzywami: burakiem, marchwią czy selerem. Jeśli dodać do tego jeszcze zróżnicowane opakowania, to jest w czym wybierać.
Klient nasz pan
Klient może również skorzystać z usługi i wytłoczyć sobie swoje owoce, bo akurat w tym roku mamy ich wyjątkowy urodzaj. Autorka tego artykułu właśnie wykorzystała gruszki i jabłka ze swojego sadu; tempo wytłaczania było zawrotne. Zanim się dobrze zorientowałam, moje owoce były już w postaci płynnej. Mój sok jest trochę kwaskowy, bo Antonówka nie należy do słodkich jabłek, ale… jaka radość, że nie zmarnowałam nadmiaru owoców i możemy teraz przez pół roku pić sok z własnych owoców!
Co w planach?
Obecnie funkcjonujące urządzenia w bielińskiej przetwórni mogą również służyć do produkcji i rozlewania musów - i taki jest właśnie plan numer jeden. Poza tym mogą być jeszcze octy jabłkowe. Możliwości więc są i pomysły również, bo państwo Kotowie są pełni entuzjazmu i energii. Życzmy wiatru w żagle, bo takie przedsięwzięcia, których celem jest produkcja naprawdę zdrowej żywności, zasługują na najwyższe uznanie klientów.
Tekst i zdjęcia: Alicja Śmiech
„Aktualności Rolnicze”
ŚODR Modliszewice
Więcej na: www.swietokrzyskakuzniasmakow.pl
(za AGRO 11/2018)

















































































































































