Roman Napierała, współwłaściciel – wraz z żoną Ewą i synem Jakubem – 200-hektarowego gospodarstwa rolnego w Szczepankowie, specjalizującego się w hodowli trzody chlewnej. Po ukończeniu w 1974 r. Wydziału Rolnego na Akademii Rolniczej w Poznaniu, odbył na terenie RFN 8-miesięczną praktykę w firmie Lochov und Petkus, zaś w początkach lat 90. ub. w. uczestniczył w 6-tygodniowym wyjeździe branżowym w kilku północnych stanach USA. Te dwa pobyty za granicą utwierdziły go o potrzebie specjalizacji w trzodzie chlewnej. Zaczynał w 1976 r. od wstawienia w chlewni 8-10 loch, obecnie w gospodarstwie na stanie jest 250 loch rasy duńskiej DAN BRED, od których średnio otrzymuje się ok. po ok. 33 prosiąt. Wszystkie loszki i prosięta (poza wybrakowanymi, które są tuczone) znajdują nabywców w całym niemal kraju. Mimo posiadania gruntów o średniej bonitacji (kl. III-V) w gospodarstwie osiąga się stosunkowo wysokie rezultaty w produkcji polowej, w której dominują uprawy zbożowe przeznaczone pod potrzeby paszowe własnej hodowli. Gospodarstwo jest w pełni zmechanizowane, zarówno w zakresie produkcji roślinnej, jak i hodowlanej. Wyposażone jest także w bazę przechowalniczo-magazynową – własną suszarnię i silosy zbożowe BIN, a także posiada własny transport do przewozu zwierząt. Roman Napierała jest uznanym w Wielkopolsce społecznikiem i orędownikiem branży trzody chlewnej. Przez 16 lat był prezesem Wielkopolskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej. Zasiadał także w Zarządzie Głównym Polskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej, pełniąc funkcję przewodniczącego Komisji Hodowlanej. Był także przez dwie kadencje radnym powiatu szamotulskiego oraz w l. 2006-2014 – burmistrzem gminy Ostroróg. Za niezwykle wysokie wyniki w produkcji rolnej został wyróżniony, bardzo cenionym w Wielkopolsce, tytułem Wielkopolski Rolnik Roku 2001.
REKOMENDUJE
Prof. Włodzimierz Fiszer
- rektor Akademii Rolniczej w Poznaniu
Współtwórca konkursu
„Wielkopolski Rolnik Roku”
Honorowy Agrobiznesmen Roku 1999:
- Roman Napierała to światły wielkopolski rolnik, osiągający bardzo wysokie wydajności produkcji, zarówno na polu, jak i w chlewni. Dorobił się wraz z rodziną nowoczesnego gospodarstwa rolnego, wzorowo zarządzanego i prowadzonego. Na podkreślenie zasługuje także jego wielkie zaangażowanie społeczne i samorządowe oraz chęć podzielenia swoją wiedzą fachową i bogatym doświadczeniem z innymi rolnikami, a także z uczniami okolicznych szkół rolniczych i studentami Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Nowoczesny rolnik, zaangażowany społecznik
Jestem z tych, co to nie zadawalają się tym, co już osiągnęli. Przeciwnie – jestem niespokojnym duchem, który ciągle potrzebuje swoistego sprawdzania się i który ustawicznie goni za nowościami, usprawniającymi pracę w gospodarstwie. Porażki zaś, które – jak to w rolnictwie - czasami zdarzają się, nie tylko nie zrażają mnie, ale wręcz dopingują do dalszych czynów.
Chyba mam coś w genach po ojcu. Mój tata, jak na czasy, w których przyszło mu gospodarować, był mądrym i światłym rolnikiem. Już wtedy postawił na specjalizację. W gospodarstwie rodziców wszystko było nasienne. Sałata, cebula, koper, także zioła – rumianek, majeranek, melisa, bazylia… I dobrze na tym wychodzili. Nie chciałem być gorszym.
Ogromnie dużo dały mi wyjazdy za granicę zaraz po studiach. Na praktyce w Republice Federalnej Niemiec przekonałem się, co to znaczy dobra organizacja pracy, dyscyplina i odpowiedzialność. W USA zobaczyłem na własne oczy ogromne farmy, dużą w swojej masie produkcję i dogłębną specjalizację na każdym kroku. Z perspektywy czasu – mogę powiedzieć, że te dwa pobyty w krajach wysoko rozwiniętych w obszarze rolnictwa otworzyły mi oczy, w jakim kierunku świat podąża. Więcej – przekonały mnie do tego, że trzeba starać się iść tą drogą. I tak też uczyniłem. W moim przypadku znaczyło to postawienie na specjalizację w hodowli trzody chlewnej.
Oczywiście, nie wszystko od początku szło jak z płatka. Jak to w rolnictwie – zdarzały się lata chude i tłuste. To mnie uczyło pokory i zdrowego rozsądku. Kiedy zdecydowałem się zainwestować w nowocześniejsze technologie w chlewni, czy najnowszej generacji sprzęt uprawowy, korzystając przy tym obficie z pomocowych programów unijnych, nie czyniłem tego „na hurra”, ale z rozmysłem, ważąc wszystkie „za” i „przeciw”. Takie podejście – w przeciwieństwie do niektórych rolników – pozwalało mi w miarę płynnie przechodzić przez kryzysy nawiedzające polskie rolnictwo. To oznaczało swojego rodzaju stabilizację. A stabilizacji polski rolnik obecnie potrzebuje chyba najbardziej.
Rzecz jasna, głęboka specjalizacja w produkcji roślinnej, to także duże ryzyko. Jeśli coś nie pójdzie z przyczyn niezależnych od rolnika, wskutek np. suszy czy innych groźnych anomalii pogodowych, albo z powodu rozszerzania się afrykańskiego pomoru świń, to grozi to poważnymi konsekwencjami dla danego gospodarstwa. Dlatego my w pełni świadomie, obok hodowli trzody chlewnej, która jest bezsprzecznie motorem napędowym naszego gospodarstwa, mamy też towarową produkcję rzepaku, buraków cukrowych czy porzeczki czarnej i czerwonej. To taki swoisty rolniczy wentyl bezpieczeństwa.
Według mnie – czy to nam się podoba, czy nie – ale nie ma już odwrotu od globalizacji produkcji rolnej. To dotyczy również polskiego rolnictwa. Na polskiej wsi na powrót mamy coraz więcej tzw. chłoporobotników. Z tymże kiedyś chłoporobotnikiem był ktoś, kto miał 2 hektary ziemi, a teraz jest nim ten, kto niejednokrotnie posiada 20 ha i żeby utrzymać rodzinę, musi dodatkowo poza gospodarstwem pracować.
Z żoną Ewą, która dzielnie przez długie wspólne lata wspomaga mnie w prowadzeniu naszego interesu rolnego, mamy to szczęście, że dorobiliśmy się gospodarstwa dobrze urządzonego, zadbanego i rozwojowego. Słowem takiego, które możemy bez fałszywej skromności pokazać każdemu, również wycieczkom zachodnich farmerów. Nasze szczęście jest tym większe, że dochowaliśmy się godnego następcy. Syn Jakub od wielu lat współzarządza z nami gospodarstwem, odpowiadając w nim za produkcję zwierzęcą. Zatem – możemy być spokojni o przyszłość naszego gospodarstwa.